Anna Bartman jest założycielką szkoły 3English, którą prowadzi od 2013r. Szkoła specjalizuje się w prowadzeniu kursów z języka angielskiego indywidualnie lub w małych grupach. Rozpoczynając cykl wywiadów, chciałem wypytać Anię o jej początki w pracy, plany na dalszy rozwój i o źródła motywacji. Udało nam się spotkać na żywo i porozmawiać, a przy okazji wysnuć kilka planów w kwestii dalszej współpracy, a efekty naszej rozmowy możecie podziwiać poniżej.
Mateusz Piętka: Zacznijmy od samego początku. Skąd narodził się pomysł na otwarcie szkoły językowej?
Anna Bartman: Więc tak, zawsze wiedziałam, i to na serio, że chcę uczyć i że będę uczyć. Pomijając fakt rodzinnych tradycji, bo mama jest emerytowaną nauczycielką, a dziadek uczył matematyki, plus jeszcze jest tradycja nauczycielska wśród cioć w rodzinie. To był ten kierunek. Swoją przygodę zaczęłam w szkole językowej, bo publiczna szkoła to nie było to, co chciałam robić. Nie wiem też czy powinnam o tym mówić, ale doszukałam się kilku niedociągnięć w tamtej szkole językowej, między innymi pod kątem ilości osób w grupie. Stwierdziłam, że jest kilka rzeczy, które zrobiłabym lepiej. Stąd też decyzja o założeniu własnej szkoły językowej. Najpierw pracowałam sama, później pojawili się lektorzy, i jakoś toczy się to swoim życiem od tamtej pory..
MP: Czyli mówisz, że w poprzednim miejscu pracy dostrzegłaś kilka problemów pod kątem ilości osób w grupie. Czy to stąd wzięła się ta trójka w nazwie twojej szkoły?
AB: Od zawsze myśląc o tej szkole, odkąd w ogóle pojawił się ten pomysł, dążyłam do tego, żeby to były zajęcia indywidualne lub bardzo małe grupy, takie trzyosobowe. Tutaj mam anegdotkę o tym, co zrobił mój obecny szwagier, kiedy zdradziłam mu swój pomysł, że planuję otwarcie szkoły językowej. Mówiłam mu, że będą tam prawdopodobnie takie grupy trzyosobowe po prostu. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie i mówi „słuchaj, Anka, domena 3English jest dostępna”. Generalnie wtedy wykupiłam tą domenę i tak oto pojawiła się ta nazwa.
MP: A to jest ThreeEnglish, TrzyEnglish?
AB: ThreeEnglish, TrzyEnglish, jak to woli, obie wersje są akceptowane.
MP: Jak pierwszy raz rozmawialiśmy, to też cię już o to pytałem, ale nie pamiętam już co mi powiedziałaś, pewnie dokładnie to samo.
AB: Prawdopodobnie to była ta sama odpowiedź, bo ja po prostu nie mam jednej opcji czytania tej nazwy, może to być i tak, i tak. I też klienci, którzy dzwonią, czy kursanci, którzy są zainteresowani, pytają czy to szkoła TrzyEnglish, to się to szkoła ThreeEnglish, więc to dość popularna kwestia.
MP: Czyli, kontynuując wątek tej trójki, twoim zdaniem zajęcia w większych grupach, takich kilkunastoosobowych, są po prostu mniej efektywne?
AB: Zdecydowanie. Zdarzyło mi się w przeszłości uczyć grupy nawet dwunastoosobowe. Osobiście uważam, że musimy być fair wobec kursantów, którzy płacą pieniądze za te kursy i dla mnie grupy powinny być mniejsze po prostu. Jeśli grupa jest bardzo duża, to po pierwsze - uwaga lektora nie może być skupiona na każdym. Nawet jeśli są to fajnie zorganizowane zajęcia, gdzie robimy pracę w parach czy w większych grupach, czteroosobowych na przykład, to mimo wszystko lektor nie jest w stanie na bieżąco poprawić błędów czy przekazać wszystkich sugestii. A jest to dość istotne. Druga sprawa jest taka, że bardzo często te osoby, które mają barierę językową, a jest to duża grupa osób, mają problem z tym, żeby się przebić, a to przeważnie dotyczy wielu osób. I wówczas, de facto, tylko parę osób z grupy prowadzi konwersacje, a reszta biernie słucha. Więc jest to zdecydowanie mniej efektywne niż nasze małe grupy.
MP: To wróćmy jeszcze teraz do kwestii założenia szkoły. Jakie były momenty przełomowe w prowadzeniu szkoły językowej?
AB: To by powiedział pewnie każdy przedsiębiorca, że takim ważnym momentem jest poznanie swojego pierwszego klienta.
MP: Myślałem, że przejście na duży ZUS (śmiech).
AB: Też, to jest dość duży przeskok (śmiech). Natomiast tak, poznanie pierwszego klienta; muszę powiedzieć, że moją pierwszą kursantkę pamiętam do dziś. Wydaje mi się, że dużym przełomem była też zmiana lokalizacji, a właściwie nie lokalizacji, a przejście z piwnicy na pierwsze piętro biurowca. Bo tego pewnie nie pamiętasz, bo jeszcze nie pracowałeś wtedy, ale pierwszy rok czy dwa lata 3English mieściło się w piwnicy, czyli na piętrze minus jeden biurowca przy ul. Ostrowskiego, ale nie w naszym obecnym biurowcu, tylko po drugiej stronie ulicy.
MP: Ale to ta lokalizacja na piętrze i tak nie była tą finalną, bo teraz jest jeszcze wyżej.
AB: Nie, ponieważ przenieśliśmy się po prostu do innego budynku. Natomiast była to ogromna zmiana, ogromny przeskok. Jak wiadomo, nie jesteśmy startupem, więc nie mieliśmy finansowania od początku, więc szkoła musiała po prostu zarabiać na swoje koszty i działać zgodnie z tym, na co było nas stać, a wtedy było to biuro na poziomie minus jeden właśnie, które było po prostu o połowę tańsze od wszystkich innych biur. Ale nie sprzyjało to tworzeniu atmosfery. Ono było dość ładne, takie normalne, tylko każdy wiedział, że jest to piwnica, piętro minus jeden. Natomiast gdy już przenieśliśmy się na to pierwsze piętro, mogliśmy na przykład wzbogacić ofertę o business english, bo tak jak mówię, mając biuro niżej nie sprzyjało to czy też nie zachęcało to może na przykład klientów korporacyjnych, czy większych firm do udziału w tych zajęciach, bo jednak robiło to jakieś średnie pierwsze wrażenie. Nawet jeśli merytoryka zajęć pozostawała na dobrym poziomie. Tak, to był zdecydowanie przełomowy moment.
MP: A z tą kursantką, którą wspomniałaś, tą kursantką numer jeden, utrzymujecie jeszcze jakiś kontakt?
AB: Nie, nie. Natomiast jest dużo osób, z którymi nadal mam kontakt odkąd szkoła ruszyła. Gdzieś tam od czasu do czasu wysyłamy sobie z klientami życzenia świąteczne.
MP: Wrócę jeszcze do zmiany lokalizacji, bo w sumie tak wyszło, że pniesz się po kolejnych piętrach na Ostrowskiego. Ile tam jest w ogóle pięter na Ostrowskiego?
AB: W naszym budynku, nie wiem, pięć?
MP: No to Sky is the Limit. Póki co jest trzecie piętro, więc wiesz co robić.
AB: Tam gdzie zaczynaliśmy… to był budynek po przeciwnej stronie ulicy, tam było też pewnie z pięć pięter. Nie są to jakieś wielkie biurowce, natomiast tak, jest jeszcze miejsce.
MP: Dobrze, że mamy Sky Tower.
AB: O, widzę nas tam za jakiś czas!
MP: Tak zagaduję o tę lokalizację, bo zastanawia mnie w sumie, jak to w kwestii organizacyjnej wygląda? Czy kursanci wciąż chętnie zapisują się na takie zajęcia stacjonarne?
AB: Tak, ale równie chętnie zapisują się też na zajęcia online. Myślę, że to jest 50 na 50.
Od właściwie sytuacji z COVID-em, no sam wiesz, większość naszych klientów stacjonarnych, kiedy przeszli już na online, pozostali online, bo jakby dostrzegli, że jest to dość wygodne.
MP: Ja nie wiem, czy ktokolwiek z moich kursantów wrócił na stacjonarne.
AB: Ja nie wiem, czy ktokolwiek wrócił w ogóle z osób z tamtego czasu. Natomiast teraz to jest 50 na 50, tak jak mówiłam. Część osób jakby ceni sobie tę wygodę nieprzyjeżdżania na zajęcia, tylko łączenia się z domu. Natomiast są też tacy, którzy chcą się wyrwać z domu, więc umawiają lekcje stacjonarne. Na przykład mamy małych dzieci, tak? (śmiech) Czasem chcą wyrwać się z domu.
MP: Ja myślę, że to jest super pomysł na jakąś kampanię. Taki „Mamo, wyrwij się z domu!”.
AB: O, okej. No i znowu mamy tu kolejny dobry pomysł. Ja powinnam robić notatki teraz.
MP: Korzystaj, notuj. Myślisz, że twoje dzieci posłużyłyby tutaj jako modele do sesji?
AB: Tak, tak. Z głosem koniecznie, ponieważ moja córka bardzo dużo krzyczy (śmiech).
MP: Ogólnie planowałem cię pytać, czy planujesz jakieś nowe kursy tematyczne, ale teraz to pytanie wydaje mi się zbędne.
AB: No więc tak, będą nowe kursy dla mam. A tak całkiem serio, nie planowałam kursów tematycznych. Natomiast cały czas myślę nad ofertą, która będzie propozycją czy też trochę ukłonem w stronę kursantów, zwłaszcza tych online i zwłaszcza tych, którzy mają bardzo dużo na głowie. Co mam tutaj na myśli? Skrócone zajęcia, na przykład do 50 lub 45 minut, jest to dopiero w fazie przemyśleń.
MP: Oho, mamy tutaj przecieki z pierwszej ręki!
AB: To też korzystnie odbije się na cenie kursu, więc to też pewien ukłon w tę stronę. Często dostaję sygnały, że niektórzy, na przykład, nie mają czasu na pełną godzinę zegarową zajęć. I dzielą na przykład tę godzinę na dwie sesje po 30 minut, więc myślę, że takie 45-50 minut będzie optymalne. Zobaczymy.
MP: Okej, rozumiem, schodzimy do 45 minut. To taka godzina lekcyjna, szkolna. A nie wiem, czy pamiętasz, mieliśmy kiedyś taką kursantkę, która zaproponowała zajęcia w systemie 20-minutowym. Co sądzisz o takim rozwiązaniu? Czy mamy jakąś taką dolną granicę? Bo myśmy chyba wtedy rozmawiali o tym przypadku i stwierdziliśmy, że te 20 minut to jest po prostu zbyt mało.
AB: Zbyt mało, bo musimy mimo wszystko na zajęciach znaleźć czas i na konwersacje, i na rozwinięcie jakiegoś tematu, czy to gramatycznego, czy to leksykalnego, czy to jeszcze innego, więc wydaje mi się, że 20 minut może wystarczyłoby na same konwersacje, ale zawsze jednak staramy się wplatać w te zajęcia coś merytorycznego, taką wartość dodaną, czyli tę lekcję.
MP: Tak, do tego jakaś powtórka, jakaś przejrzenie słownictwa z ostatnich zajęć itd. To już jest prawdopodobnie z 7-10 minut. A z drugiej strony, też rozmawialiśmy tuż przed rozmową o kwestii tego, że nasza uwaga dzisiaj ulega drastycznym zmianom i jesteśmy jeszcze mniej uważni, jeżeli chodzi o dłuższe materiały. Nasza możliwość skupienia działa w naprawdę krótkim czasie, więc może te właśnie krótkie zajęcia kiedyś będą normą i przyszłością.
AB: Tak, może tak być. Wtedy dostosujemy się oczywiście do realiów.
MP: Ta trójka w nazwie szkoły będzie wtedy jak znalazł.
AB: Trzyminutowe zajęcia! (śmiech)
MP: A trzydzieści?
AB: Trzydzieści też jest pewnym pomysłem, natomiast na pewno organizacyjnie będzie mi łatwiej zrobić te zajęcia 40, 45, 50-minutowe. Mówię tu o zajęciach indywidualnych, no bo nasze grupy i tak są de facto 45-minutowe już.
MP: Pytam cię o plany w kursach tematycznych, bo ogólnie zasada jest taka, że jeżeli nie ma potrzeby nic zmieniać, to nie ma potrzeby czegokolwiek zmieniać, a z drugiej strony gdzieś tam z tyłu głowy zawsze jest ta myśl, żeby coś dodać nowego, żeby jednak pokazać, że gdzieś tam te nowe pomysły się pojawiają. I tutaj kieruję moje pytanie, skąd czerpiesz inspirację do planowania zajęć, czy w ogóle planowania oferty?
AB: Nie wiem, czy nie zamówi to banalnie, ale od kursantów właśnie. Oni są główną inspiracją. W mojej długoletniej karierze jako lektor spotkałam niesamowitych ludzi. Tak jak wspomniałam, ludzie, których znam od kilkunastu lat i nadal utrzymujemy kontakt, i to są ciekawi ludzie pod każdym względem. Wykonują różne zawody, podróżują. To jest bardzo duża inspiracja. Oni sami zgłaszają czasem pomysły, które chcieliby żebyśmy rozważyli. Sam fakt, że mówią o tym, co chcą robić, że dzielą się tym, wiele znaczy. Chyba, że masz na myśli inspirację do tworzenia materiałów. To już jest temat rzeka, tutaj wspomnę np. o YouTube. Bardzo lubię materiały autentyczne.
MP: Nie, w sumie nie miałem nic konkretnego na myśli, bardziej o ogólną inspirację i twoje skojarzenie z tym słowem, bo na dobrą sprawę faktycznie to można rozumieć na kilka sposobów.
AB: Zatem zdecydowanie kursanci. Ja po prostu uwielbiam uczyć się od nich, bo to jest ciągły proces.
MP: Nie mów tak, bo pomyślą, że to oni przychodzą uczyć ciebie (śmiech). Okej, skoro tak słodzimy tym kursantom, to teraz ugryźmy temat z drugiej strony. Jakie błędy kursanci popełniają najczęściej? To jest chyba moje ulubione pytanie tutaj z tej serii, bo ja mam coś takiego, że ja zauważam pewne tendencje, które się powtarzają. Jakby ci wszyscy kursanci z każdego zakątka Polski, bo mamy kursantów z różnych miejsc, nie tylko lokalnych z Wrocławia. Są po prostu z różnych miejsc, a oni jakby się wszyscy zgadywali na te same błędy.
AB: O, to może ty opowiesz mi o tym trochę więcej.
MP: Jest coś takiego. Wydaje mi się, że pewnie masz jakieś takie, wiesz, coś w rodzaju... No, przez gardło mi to nie przejdzie, ale „komfortowy” w języku angielskim.
AB: O tym chciałam powiedzieć! Tak, coś takiego, co jest popularne i powielane przez wszystkich, jakby to po prostu była forma. Jakby chciałam trochę stanąć za naszymi kursantami, bo wymowa jest rzeczywiście trudna w języku angielskim. Nie jest czasem... Jak to się mówi? Taka intuicyjna.
MP: Zgadzam się, jak najbardziej nie jest.
AB: Pewne zbitki głosek są dość trudne do wymówienia, tak jak i pewne zapożyczenia. Genre, mój ulubiony przykład, tak? Czy chandelier, z francuskiego zdaje się. No i klasyczne: warzywa, wygodny, czy tam komfortowy.
MP: Pozdrawiamy wszystkich kursantów przy okazji.
AB: To są te błędy. Natomiast wydaje mi się, że często wychodzą śmieszne sytuacje przy nauce czasowników złożonych, gdzie ta mała część zmienia bardzo dużo. I czasem zamiast throw out (wyrzucić), ktoś powie throw up (zwymiotować), więc to są takie dosyć zabawne przykłady.
MP: Tak, i później tylko grzecznie się upewniamy, aby na pewno TO mieli na myśli. Masz jeszcze jakieś przykłady ze swojego życia? Kurczę, ja mam taki jeden ale on się nie nadaje do publikacji (śmiech).
AB: Okej, chyba wiem o co chodzi…
MP: Ale był jeszcze jeden błąd swojego rodzaju, bo jedną z ulubionych odpowiedzi kursantów jest it depends. Po prostu na każde pytanie można odpowiedzieć, że to zależy. I oczywiście trzeba poprosić o doprecyzowanie. Zadajemy czasami takie ogólne pytania, ale po to, żeby kogoś zachęcić do odpowiedzi. Zachęcić do odpowiedzi w języku obcym, żeby przejść po prostu przez różne schematy rozmów. Nie dlatego, że faktycznie jesteśmy ciekawi i chcemy od nich wyciągnąć te wszystkie informacje. Ale, wracając do tematu, kursanci mówili itS depend. Ta “S” szła w złym miejscu. I to było w przypadku chyba pięciu kursantów, z którymi miałem regularnie zajęcia w tygodniu. Powiedzmy wychodzi to coś około dziesięciu godzin. Ja w pewnym momencie zacząłem myśleć, że to ja jestem w błędzie, że to ja używam tego źle i weszła mi ta zła wersja w nawyk. I później się musiałem uczyć, żeby ten nawyk wyplenić. I dlatego jak ktoś przy mnie teraz mówi itS depend, to nie ma przebacz. Po prostu muszę to skorygować, bo inaczej ja to też znowu podłapię.
AB: Jasne. Bo to też jest właśnie ten minus pracy. To też jest opisane w literaturze.
MP: Stąd też na przykład nauczyciele kształcenia wczesnoszkolnego, którzy uczą angielskiego na co dzień, nie czują się dobrze w swoim języku angielskim, bo - co prawda - mają stały kontakt z językiem na co dzień i potrafią wymienić pewnie po angielsku wszystkie gatunki ptaków, kwiatów, drzew itd. Ale jeżeli chodzi o takie inne przypadki użycia, mogą się czuć mniej komfortowo.
AB: Z dorosłymi, tak. Dokładnie. Bo to nie jest coś, w czym oni siedzą na co dzień. To tak jak ze specjalistami w różnych branżach. Oni mogą posługiwać się angielskim dość dobrze mówiąc o pracy, na przykład IT czy mechanice, czy gdzie indziej. Natomiast kiedy przychodzi już do takiej rozmowy bardzo naturalnej, taki smalltalk w trakcie podróży, to mają już problem, bo jednak siedzą w tym konkretnym, danym obszarze i tam rzeczywiście używają tego języka.
MP: No dobrze, ja chciałbym znów wrócić do kursantów na moment. Wiadomo, że możemy się od nich uczyć. To nie jest tylko tak, że oni popełniają błędy. Więc przejdźmy teraz do drugiej strony tej relacji. Czym, twoim zdaniem, powinien się cechować dobry lektor lub nauczyciel? Umówmy się, że takie trzy cechy wystarczą.
AB: Okej. To będzie dość łatwe, bo ja mam bardzo sprecyzowany taki image, wizerunek lektora. Przede wszystkim musi wykazywać się charyzmą. Dla mnie jest niewyobrażalne wydać chociaż złotówkę na kurs, który jest nudny od początku. Chyba każdy z nas zna te przypadki, kiedy w szkole miało się nudnego nauczyciela, który pomimo ogromnej wiedzy nie był w stanie przekazać wiedzy uczniom. Po prostu tak jest. Druga sprawa, nie wiem czy jest to cecha - przygotowanie.
MP: Zaliczam.
AB: Przygotowanie zarówno metodyczne, jak i piękny angielski. Nie wyobrażam sobie, że lektor chociażby nie ma wykształcenia filologicznego, bo co by mówiło się o różnych studiach - jednak ta metodyka jest tam przekazywana. Trzecia cecha. Miałabym tu kilka propozycji, ale wydaje mi się, że bardzo ważna jest...
MP: Nie ograniczajmy się do trzech w razie czego.
AB: …to będzie elastyczność, ale rozumiana w takim kontekście utartych ścieżek. To znaczy, znowu, wszyscy znamy nauczycieli, którzy potrafią z wieloma kursantami czy uczniami robić to samo. Np. robić jeden podręcznik w kółko.
MP: Ja ich podziwiam za to. Jak oni tak potrafią z jednym podręcznikiem…
AB: Ja nie. I tak, i nie. Ale tyle lat z jedną książką.
MP: W sensie, ja bym po miesiącu chyba miałbym już dość.
AB: Tak, tak. I zapewne kursanci mieliby również dość. Każdy nasz uczeń, kursant jest inny i każdy, tak jak mówiłam, sugeruje też, czym chce się zająć, co chce robić. Musimy brać to pod uwagę. Więc ta elastyczność, ten otwarty umysł jest tutaj bardzo ważny. No i taka pomysłowość, bo to chyba wszystko wiąże się ze sobą. Mam tu taki ciekawy przykład naszej lektorki Justyny, ale to trochę inny kontekst niż sama merytoryka. Justyna zaczynała wtedy pracę i z grafiku wyniknęło, przy czym to zdarzyło nam się tylko jeden raz, wyniknął taki błąd, że dwie osoby umówione były w jedno miejsce, w sensie dwóch kursantów na lekcję w tym samym czasie. No i nie mając czasu na działanie Justyna, która zobaczyła, że w tym samym czasie lekcja zaczyna się z kimś innym, a że nie miała gdzie przeprowadzić tych zajęć, zabrała swoją kursantkę samochodem do parku i tam po prostu zrobiła konwersacyjną lekcję. Bardzo mi się to podobało, pamiętam o tym zdarzeniu do teraz, bo rzeczywiście poradziła sobie świetnie, lekcja wyszła super, wszyscy byli zadowoleni. To tyle.
MP: Taka zaradność to ewidentnie pożądana cecha u lektora. Nie będę cię już męczył cechami. Kiedy ostatnio byłaś w jakimś kraju anglojęzycznym?
AB: Muszę przyznać, że bardzo dawno temu. Przed urodzeniem się mojej młodszej córki, a więc pewnie trzy, cztery lata temu.
MP: Pytam dlatego, bo mam sporo kursantów, którzy jeżeli podróżują, to niekoniecznie są to kraje anglojęzyczne, lub gdzie ten angielski nie jest im tam jakoś szczególnie potrzebny, a jeżeli chodzi o na przykład stricte Wielką Brytanię, czy już nie mówiąc o Stanach, to nie byli tam nigdy i nawet nie czują takiej potrzeby. I absolutnie nie sugeruję, że ta potrzeba jest.
Czy ty też uważasz, że można nauczyć się języka angielskiego bez konieczności podróży do kraju anglojęzycznego?
AB: Można.
MP: Czy może na pewnym etapie jest to nieuniknione?
AB: Nie, wydaje mi się, że wciąż można. Zwróć uwagę, że my jako lektorzy staramy się i stwarzamy tę autentyczność języka. Po pierwsze, zajęcia prowadzone są po angielsku od początku do końca, w większości przypadków. Po drugie, same te materiały, które są autentyczne. Wielu kursantów czyta artykuły czy Twittera, w języku angielskim. Więc jest to też dosyć istotne. W kwestii samych wyjazdów do krajów anglojęzycznych, na pewno jest to wartość dodatkowa. Więc ja, kiedy mogę, zachęcam do tego, bo może taki wyjazd kilkudniowy czy kilkunastodniowy nie wpłynie jakoś na sam proces nauki; natomiast fajnie jest zobaczyć jak to funkcjonuje, czy też warto posłuchać brytyjskiego akcentu, samemu sprawdzić się i przetestować, czy jest się w stanie porozumieć. Tak że jeśli jest taka możliwość, za każdym razem zachęcam, żeby wybrać się do Anglii, która jest również dość ciekawa pod samym względem turystycznym.
MP: Tak, ty też tam studiowałaś, mieszkałaś jakiś czas. Masz jakieś miejsce, które chciałabyś również zobaczyć albo wrócić tam, gdzie już byłaś?
AB: Studiowałam na północy Anglii. Jest to bardzo piękny region, jeśli można tak powiedzieć. Huddersfield, dużo zieleni, góry, jeziora, bardzo fajna przyroda, w niewielkim zasięgu drogi z miasta. Co chciałabym jeszcze zrobić za życia, to odwiedzić Szkocję, w której nigdy nie byłam. Byłeś w Szkocji?
MP: Właśnie nie, ale też jest na mojej podróżniczej wish-liście. Wydaje mi się, że Szkocja ma taki magiczny klimat. Cóż, sezon wakacyjny się skończył, ale to tylko dla uczniaków, tak? My możemy mieć wakacje, kiedy chcemy. Zesztą, w Szkocji i jak w całej Wielkiej Brytanii pogoda jest taka, jaka w polskiej jesieni, co nie?
AB: Tak, chyba przez cały rok. Więc nawet nie odczujemy tej zmiany tutaj.
MP: Dokładnie. A taka podróż może naturalnie zwiększyć zapał i motywację do nauki języka. Ostatnio ogólnie na blogu poruszamy dużo tematów związanych z motywacją. O tym, w jaki sposób tej motywacji szukać, jak ją w sobie odnaleźć, jak tę motywację w sobie pielęgnować.
Masz jakieś swoje sekrety, którymi mogłabyś się podzielić?
AB: To nie jest łatwy temat. Jest to temat rzeka. Każdy ma swój sposób na motywowanie się. I są też różne aspekty tego. Jeśli mówimy o nauce języka angielskiego, to są rzeczy, które lubimy robić, a są rzeczy, których nie lubimy robić, tak? A jednak trzeba je zrobić, żeby zauważyć jakiś postęp. Może skupię się na tym, jak ja motywuję się do pracy, bo również moja praca polega na rzeczach przyjemnych i miłych, ale też takich mniej miłych, jak na przykład cała administracja związana z prowadzeniem szkoły. Moją największą motywacją jest teraz dwójka moich dzieci, więc staram się zrobić wszystko w czasie, kiedy są oni w placówkach. Jest to dla mnie ważne, bo wiem, że po południu czy wieczorem nie będę w stanie już sobie jakby czegoś dokończyć, jeśli czegoś nie zrobię za dnia. Jeszcze odnośnie motywacji… tak naprawdę planowanie jest dość istotne. Wydaje mi się, że poruszasz to w swoim artykule. Ja też to robię, praktycznie od zawsze. Planuję swoją pracę. Mam listy zadań, które mam do wykonania. Przy czym w przeszłości bardzo mnie frustrowało, kiedy na przykład nie odhaczyłam takiej listy. Natomiast teraz daję sobie więcej luzu. Bądź skracam ją o te rzeczy najważniejsze, czyli ustalam priorytety i wydaje mi się, że się to sprawdza. Co jeszcze? O, jest jeszcze coś, co zaczerpnęłam dokładnie z tego artykułu, czyli nagradzanie się za moje sukcesy. Tak, to jest bardzo istotne. Dla mnie taką nagrodą jest na przykład kubek kawy i 10 minut na pozbieranie myśli. To jest czas, kiedy nikt mi nie przeszkadza, nie ma dookoła moich dzieci, nie myślę o sprzątaniu, nie myślę o pracy. Po prostu rozkoszuję się tym momentem.
MP: Właśnie o takie nagrody chodzi, bo w jednym z ostatnich artykułów, który możecie przeczytać, poruszam właśnie kwestię tego, że te nagrody powinny być dostosowane do rodzaju działania. Jeżeli będziemy się nagradzać możliwościami zrobienia zakupów w jakimś sklepie, to w pewnym momencie może to solidnie nadszarpnąć nasz budżet, a z drugiej strony to nagradzanie się straci swój sens. Więc chodzi tutaj o takie nagradzanie się oczywiście czymś pozytywnym, czymś, co da nam bodziec do dalszej pracy. Oczywiście to też zależy od tego, jakie działania wykonamy. Plus, jeśli odhaczymy w całości naszą listę rzeczy do zrobienia na dzień, no to w teorii ktoś może stwierdzić, że to było po prostu nasze zadanie, że to nie zasługuje na nagrodzenie. A jednak zasługuje.
AB: Dokładnie, bo zawsze mogliśmy to przełożyć. To na pewno jest zaczerpnięte z Twojego artykułu, ponieważ od niedawna zaczęłam nagradzać się za dobrze wykonaną, mam nadzieję, pracę.
MP: Rozmawialiśmy tutaj o kwestii motywacji, zebrania motywacji do pracy. I wspomniałaś, że to jest kwestia indywidualna. I bardziej nie mogę się tutaj zgodzić, bo każdy z nas jest inny i ma różne podejście do motywacji. Niektórzy uważają, że po prostu pewne rzeczy trzeba zrobić i nie ma czegoś takiego jak motywacja. No bo motywacja jest sformułowaniem opracowanym przez ludzi. Więc nie ma żadnej miary motywacji. Nie mamy, dajmy na to, kubka motywacji. Nie mamy garści motywacji. Chociaż możemy metaforycznie to w ten sposób przedstawić. Zresztą, nie tylko to jest kwestią indywidualną, bo wydaje mi się, że nauka języka angielskiego jest w sporej mierze kwestią indywidualną. I jeżeli pomyślisz o sprawdzonych albo ulubionych metodach zapamiętywania słówek bądź zagadnień gramatycznych, to poza tym, że bezsprzecznie to jest również kwestią indywidualną, czy ty masz jakieś swoje preferowane schematy działań?
AB: Ja, gdy się uczę, czy ja, gdy polecam to swoim kursantom? Bo to jest różnica.
MP: Pytanie, czy możesz się podzielić oboma, bo może masz jakieś takie, wiesz, sekretne, tylko dla siebie...
AB: Z perspektywy kursantów staram się to dywersyfikować na pierwszych zajęciach czy na pierwszy, etapie organizacji zajęć. Staram się też wyczuć to, czy kursant woli dość staroświecko uczyć się listy słówek i na przykład sprawdza się to w jego czy jej przypadku.
Natomiast spora część osób woli jednak tę nowocześniejszą taktykę, czyli fiszki obrazkowe. Dla mnie to jest świetne rozwiązanie. Używam ich z moimi dziećmi również. Z dorosłymi także się sprawdzą, natomiast wiadomo, że im wyższy poziom, tym trudniej o obrazki na fiszkach.
MP: Taką motywację na przykład to trudno przedstawić.
AB: Tak, dokładnie, zilustrować motywację, to jest to. Więc poleciłabym wszystko, co związane jest z obrazem. Wspomniałeś też na blogu jakiś czas temu mapy mentalne. Myślę, że jest to też sposób, który sprawdza się u niektórych, nawet u większości kursantów. Tak naprawdę musiałbyś zapytać chyba innych lektorów. Mogłabym zapytać ciebie, czy masz takie sprawdzone metody. Ja wspomnę jeszcze o naszej aplikacji Memos, którą stworzyła Justyna, nasza lektorka, to autorski projekt. Używamy jej czynnie podczas zajęć. Wydaje mi się, że jest to fajny dodatek do zajęć i jest to bardzo przydatne narzędzie jeśli chodzi o uczenie się, bo mamy tam i wymowę, i powtórki. Więc jest to dość użyteczna aplikacja.
MP: Powtórki to kluczowa kwestia. A jak przy powtórkach jesteśmy, chciałem powrócić jeszcze na moment do poprzedniego wątku. Myślę, że w przypadku motywacji to jest też kwestia tego, że niektóre zagadnienia mogą być po prostu skomplikowane. I w grę, jeżeli chodzi nie tylko o naukę języka angielskiego, wchodzi jeszcze skomplikowanie poszczególnych zadań. I stąd też moje pytanie, co w twoim mniemaniu jest najtrudniejsze w języku angielskim? Ale chodzi mi o takie kwestie techniczne, nie o znalezienie motywacji, ale już stricte jako naukę.
AB: Bariera językowa zalicza się do tego? Bo jest to dość powszechny problem.
MP: Ale czym jest ta bariera? Jak byś ją scharakteryzowała?
AB: Wydaje mi się, że jest to coś takiego, czego jesteśmy uczeni, przynajmniej moje pokolenie było uczone tego w szkole. To znaczy - najpierw doprowadzić język do perfekcji, później go używać. Natomiast w przypadku języka powinno być zupełnie odwrotnie. Czyli używamy języka, najpierw go kaleczymy, uczymy się na tej podstawie. Popełniamy błędy, naprawiamy je, dowiadujemy się, co jest błędem. I im więcej języka używamy, tym po prostu lepiej przebiega cały ten proces, bo błędy są wpisane w proces nauki. Więc na pewno to. Co jest trudnego? Nie będę tu mówić o poszczególnych zagadnieniach gramatycznych, które sprawiają trudność. Bo tak naprawdę jest ich wiele. Może to być na trochę niższym poziomie Present Perfect, który jest dosyć znowu nieintuicyjny. Nie mamy go w języku polskim. Mogą to być czasowniki modalne, których szczerze mówiąc sama nie lubię uczyć, bo to jest jeden z tematów, których po prostu nie lubię, ale robię to, bo muszę. Wydaje mi się, że taką trudnością może być taka pułapka poziomu średniozaawansowanego. Mam tu na myśli taki już dobry poziom B1-B2, gdzie kursant czuje się już na tyle pewnie, że używa tego języka, posługuje się nim sprawnie i jest z siebie zadowolony, że w pewnym momencie ciężko jest przejść dalej, to znaczy doskonalić ten język. Bo, nie ukrywajmy, powinno się go doskonalić. Tak, to jest coś takiego trudnego. Wtedy możemy zauważyć, że ten proces trochę spowalnia. Może przez to, że kończy się motywacja, czy ona maleje i rzeczywiście ciężko jest wydostać się z niego. Nie wiem, czy masz podobne spostrzeżenia.
MP: Jeżeli chodzi o tę kwestię języka, to tak, bo często to jest tak, że kursant sam dochodzi do takiego momentu, w którym wydaje mu się, że to już jest po prostu ten level najwyższy; że już po prostu nic więcej nie trzeba zrobić, ale to później konteksty życiowe weryfikują takie sytuacje, gdzie naprawdę trzeba tego języka użyć i jeżeli napotyka się jakiś problem, no to gdzieś tam ta pokora później przychodzi. W przypadku prowadzenia zajęć, które mają jakiś określony porządek i to jest taka sytuacja kontrolowana to jest to zupełnie inaczej niż w przypadku, kiedy faktycznie trzeba coś wykonać pod presją i na przykład dostaje się jako swojego rozmówcę kogoś, kto nie do końca dobrze mówi po angielsku lub mówi z trudno zrozumiałym akcentem.
AB: Ja bym tu dodała sytuacje biznesowe, kiedy okazuje się, że bardziej skomplikowane tematy na forum takim bardziej zaawansowanym, nawet społecznie. Czyli kiedy mamy rozmawiać z menadżerem zagranicznej firmy, okazuje się, że gdzieś tam te braki wychodzą.
Czujemy się dobrze na swoim podwórku, natomiast gdzieś tam w sferze takiego biznesu, już takim hard biznesu, już można dostrzec pewne niedociągnięcia. Plus, na to też wpływa jakieś nasze osobiste poczucie pewności siebie, bo rozmawiając na tematy takie codzienne, bądź tematy, na które kiedyś już rozmawialiśmy, to jest kwestia przejścia przez pewne schematy, które już wcześniej sobie ustaliliśmy. Ale będąc w całkowicie nowej sytuacji, której nie planujemy, i niekoniecznie to my wpływamy na to, w jaki sposób ta rozmowa się potoczy, to gdzieś już ta pewność siebie może uciec.
MP: Czyli ta bariera byłaby tym najtrudniejszym. Ale to jest, myślę, tak jak już rozmawialiśmy wcześniej, że to jest temat rzeka, po prostu na osobną rozmowę, widzisz.
AB: Musimy wrócić tutaj w takim razie i dokończyć kwestię.
MP: Może zrobimy jakąś taką burzę mózgów z lektorami i każdy coś dorzuci od siebie?
AB: Bardzo chętnie. To jest dobry pomysł, bo co lektor to też inny pomysł.
MP: Dokładnie. Każdy będzie mógł się wypowiedzieć. Ja to posklejam! Przy okazji zawsze jest do dobra okazja do 3Englishowej integracji.
AB: Ciężko byłoby się spotkać na żywo. Myślę, że to online jest bardziej prawdopodobne, bo większość z tych osób nie mieszka we Wrocławiu.
(obserwujcie bloga jeśli chcecie dowiedzieć się, co wyniknie z powyższych planów)
MP: Wracając do kwestii okołojęzykowych… Ogólnie w poruszanych przez nas na blogu tematach pojawia się temat, którego nie jesteśmy w stanie zignorować, czyli temat wykorzystywania sztucznej inteligencji w różnych dziedzinach życia. I czy ty korzystasz na co dzień? Zdarza ci się?
AB: Zdarza mi się. Nie wykorzystuję jeszcze pełnego potencjału, tak jak na przykład mój mąż, który jest zafascynowany sztuczną inteligencją obecnie. Natomiast zdarza mi się rzeczywiście przygotowywać lekcje przy użyciu sztucznej inteligencji.
MP: Okej, czyli sztuczna inteligencja pomaga wykreować jakiś scenariusz.
AB: Wiadomo, że do tego jest potrzebny jeszcze ktoś, kto to poprowadzi i tchnie życie w ten plan, bo jednak sztuczna inteligencja jeszcze nie potrafi zrobić tego samodzielnie.
MP: Ja osobiście próbowałem coś w stanie załatwić na stronie pewnej firmy lotniczej na W i tam wirtualny konsultant to sztuczna inteligencja właśnie. I po ciężkiej przeprawie z inteligentnym wirtualnym asystentem stwierdzam, że jesteśmy bezpieczni (śmiech). Jesteśmy bezpieczni, naprawdę, nic nam nie grozi. Sztuczna inteligencja używana tam wcale nie jest taka inteligentna. Ale to tylko jeden przykład. Anyway, czy gdzieś tam czasami przechodzi ci przez myśl, że AI (sztuczna inteligencja) może nas zastąpić?
AB: O, to raczej jestem spokojna. Jeśli chodzi o sztuczną inteligencję, raczej nie zastąpi lektorów, ludzi. Wręcz przeciwnie, może dużo nam życie ułatwić. To jest chyba tak jak w innych branżach. Na przykład w IT, gdzie sztuczna inteligencja może wykonać dodatkowe kalkulacje, napisać linie kodu, natomiast zawsze musi być ktoś, kto nad tym czuwa. Ona w dalszym ciągu się myli.
MP: Patrz: firma lotnicza na literę W.
AB: No więc tak, myślę, że tutaj nie ma o co się bać. Poza tym, jest chyba jeszcze jedna kwestia, atmosfera zajęć. To jest coś, czego sztuczna inteligencja raczej nam nie dostarczy.
I w naszej szkole bardzo ważny jest ten aspekt nauki. Dobra atmosfera. Sam wiesz, że niejednokrotnie można się nieźle uśmiać na zajęciach.
MP: Zdecydowanie!
AB: Jest to dość motywujące, kiedy lubi się przychodzić na lekcje, kiedy one są otoczone dodatkowo tą właśnie pozytywną atmosferą. To daje motywację i inspirację. Wydaje mi się, że sztuczna inteligencja nie będzie w stanie jeszcze długi czas tego dostarczyć. Ale tak, jako narzędzie uważam, że jest naprawdę świetne.
MP: Tak, myślę, że szczególnie w zajęciach indywidualnych to jest istotne, bo jednak jeżeli jesteśmy z kimś jeden na jeden, no to nie sposób nie nawiązać kontaktu z drugą osobą.
AB: Tak, myślę, że ze sztuczną inteligencją, że to byłaby wykreowana jakaś postać, to nie będzie tego aspektu ‘fun’.
MP: Z drugiej strony pamiętajmy, że mamy ludzi, którzy biorą śluby z robotami, z lalkami. I mówię to świeżo po przerobieniu takiego podręcznika, z którego nota bene korzystamy jako szkoła. I mamy rozdział dedykowany właśnie takim rodzajom małżeństw. Stąd też natchnęło mnie to na poruszenie tego tematu.
AB: Myślę, że nadal jest to jakaś mniejszość.
MP: Każdy koneser znajdzie sobie jakieś swoje rozwiązanie. Cóż, wydaje mi się, że są jeszcze tematy, które nie zostały poruszone. Z tego, co widzę na swojej liście, to jest ich dużo. Ale to nie sposób, żeby porozmawiać o wszystkim. Rozbijemy to na jakieś mniejsze transze. Więc przede wszystkim cieszę się, że mogliśmy się spotkać na żywo.
AB: Ja również bardzo się cieszę, bo nie mamy takiej możliwości bardzo często. Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że będą dalsze części.
MP: Będą, będą. W sumie, jeżeli masz jakieś propozycje osób, które powinienem przeegzaminować...
AB: Tak, pomyślę nad tym.
MP: W każdym razie dziękuję Ci bardzo za udział. I życzę Ci kolejnych lat pracy, nieustającej inspiracji. No i pięcia się po tych piętrach! Sky (Tower) is the Limit!
AB: Dziękuję raz jeszcze.